Wszyscy byli zachwyceni naszym spokojnym synkiem. Dopiero po kilku latach odkryłam, co kryło się za jego milczeniem…

Od kiedy Mateusz przyszedł na świat, był zupełnie inny niż inne dzieci. Spokojny, zawsze uśmiechnięty, nie sprawiał problemów, choć większość niemowląt jest przecież hałaśliwa. Nie płakał bez powodu, spał przez całe noce, a kiedy dorastał, był cichy i nieśmiały. Wszyscy w rodzinie chwalili jego „grzeczność” i „spokój”…

Jednak lata później odkryłam, że to, co uważaliśmy za dar, było czymś zupełnie innym. Jego milczenie skrywało więcej, niż byłam w stanie sobie wyobrazić. I w końcu zrozumiałam, że jego spokój nie był naturalny. Z czasem zaczęłam dostrzegać, że Mateusz od początku próbował nam coś powiedzieć, ale nie potrafił znaleźć słów…

Mateusz – cudowne dziecko, którym każdy się zachwycał

Od samego początku wiedzieliśmy, że nasz syn jest wyjątkowy. Inne dzieci płakały, gdy tylko ich matki znikały z pola widzenia, nie potrafiły zasnąć bez kołysania czy usypiania. Mateusz był inny. Spał spokojnie, uśmiechał się, gdy tylko zobaczył nasze twarze, i nie płakał bez powodu. Kiedy inne dzieci wpadały w złość, bo nie dostawały tego, czego chciały, Mateusz po prostu siedział cicho, jakby świat go nie interesował.

Wszyscy w rodzinie byli zachwyceni. „Co za cudowne dziecko! Nie sprawia problemów, taki spokojny, grzeczny chłopiec!” – słyszałam to z każdej strony. Nawet sąsiadki pytały, jaki jest nasz sekret, bo ich dzieci nie dawały im ani chwili spokoju. Z czasem jednak zaczęłam się zastanawiać, czy coś jest nie tak.

Milczenie, które zaczęło niepokoić

Kiedy Mateusz zaczął chodzić do przedszkola, zauważyłam, że jego zachowanie różni się od rówieśników. Inne dzieci biegały, śmiały się, krzyczały na placu zabaw. Mateusz natomiast siedział z boku, nie wchodząc w interakcje z innymi. Wciąż był spokojny, zbyt spokojny jak na swój wiek. „To po prostu jego natura” – mówił mój mąż. A ja próbowałam wierzyć, że to prawda.

Jednak coś wewnątrz mnie nie dawało mi spokoju. Zaczęłam zastanawiać się, czy to naprawdę takie normalne. Czy jego cisza nie jest przypadkiem czymś więcej? Czymś, czego nie rozumiem?

Prawda, która ujrzała światło dzienne po latach

Kiedy Mateusz miał osiem lat, trafił do nowej szkoły. Początkowo wszystko wyglądało dobrze, ale z czasem nauczyciele zaczęli zwracać uwagę na jego nieobecność emocjonalną. Nie reagował na pochwały ani na krytykę. Unikał kontaktu wzrokowego i nie nawiązywał przyjaźni z innymi dziećmi. Był obecny, ale jakby duchem nieobecny.

Zaniepokojona, zaczęłam szukać pomocy. Wizyty u psychologa, rozmowy z pedagogami… i wtedy wyszło na jaw to, czego się obawiałam. Mateusz przez całe swoje życie nosił w sobie coś, czego nie potrafił wyrazić. Jego cisza nie była spokojem. To był jego krzyk o pomoc, którego nikt nie usłyszał. Okazało się, że cierpi na zaburzenie lękowe, które sprawiało, że zamykał się w sobie, nie potrafił wyrazić emocji ani prosić o wsparcie.

Walka o pomoc dla naszego syna

Przez długi czas obwiniałam się, że tego nie zauważyłam wcześniej. Przecież to ja, jego matka, powinnam wiedzieć, że coś jest nie tak. Że ten spokój, który wszyscy uważali za dar, był w rzeczywistości barierą, którą Mateusz zbudował, by chronić się przed światem. Gdybym tylko wcześniej dostrzegła sygnały…

Zaczęliśmy intensywną terapię, wspólnie pracując nad tym, by pomóc Mateuszowi otworzyć się na świat i nauczyć się wyrażać swoje emocje. To była długa droga, pełna wzlotów i upadków, ale po latach mogę powiedzieć, że mój syn powoli odzyskuje siebie. Już nie milczy – teraz mówi, a ja uczę się go słuchać.

Co myślicie o tej historii? Jakbyście postąpili, gdybyście byli w podobnej sytuacji? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku.

Comments

Loading...
error: Treść zabezpieczona !!